piątek, 31 lipca 2009

July 2009 Chart - Progressive House, House, Deep House

Oto lista najciekawszych pozycji w miesiącu lipcu. Zasięg gatunkowy to progressive house, house oraz deep. Kolejność przypadkowa. Starałem się wybrać najbardziej różnorodne kawałki. Nadmienić trzeba, że one zostały przesłuchane przeze mnie w miesiącu lipcu, dlatego znajdują się w lipcowym charcie. Miłego słuchania.
  1. Ross Couch - All At Sea (Original Mix) [Body Rhythm Records]
  2. Martin Brodin - Deep Shit (Original Mix) [Seamless Black Label]
  3. Proff - Breathe (Ricky Inch Remix) [Deepology Digital]
  4. Holden and Thompson - Nothing (Ad Brown Mix)
  5. Chelonis R. Jones - Pompadour (Dimitri Andreas Remix) [ Systematic]
  6. Joris Voorn - Sweep The Floor [Cr2 Records]
  7. Rob Curtis - Bakcheia (Dale Anderson Remix) [Whose House]

niedziela, 26 lipca 2009

Tom Morgan - Discoteca012 - July, Part 2


I tu wypada przedstawić Wam stosunkowo nowy set Toma Morgana, który reprezentuje jedną z najlepszych - według mnie - wytwórni progressive house'owych na świecie.

Discoteca Music, bo o niej mowa to label stosunkowo młody. Stworzony po to, aby dostarczać house'owym melomanom muzyki z najwyższej półki. Label ten składa się z kilku dość znanych i rewelacyjnych DJ'ów - są to m.in.:

  1. Tom Morgan,
  2. Dana Bergquist,
  3. Luke Fair,
  4. Somnus Corp,
  5. balErik
Taka wybuchowa mieszanka DJ'ów oraz producentów daje razem eksperymentalną całość, która od 2007 roku nosi miano właśnie Discoteca Music.

Najnowszy set Toma Morgana to mieszanka doskonałych brzmień klubowych o czystej i słonecznej charakterystyce. To jakby zanużyć się w krystalicznej wodzie tech-progressive-house'u i pływać tam bez końca. Coś, czego prawdziwy wielbiciel ambitnych brzmień nie powinien ominąć.

Gorąco polecam!

sobota, 25 lipca 2009

Polskie absurdy: Rozmowa z kierowcą zabroniona.....

Ostatnio jadąc autobusem PKS-u zauważyłem dość osobliwy napis. Zapoznajcie się z nim.


Jak zatem zażądać biletu od kierowcy
, skoro rozmowa z nim jest zabroniona?

Polska - raj dla ćpunów?



W ostatnich dnia dość sporo mówi się o tym, że resort sprawiedli
wości proponuje inaczej karać za posiadanie nieznacznej ilości środków odurzających. Na własny użytek już wkrótce będzie mógł mieć każdy małą ilość narkotyku przy sobie - wszystko jednak w rękach ministerstwa.





Polskie absurdy


Jeszcze do dziś posiadanie nawet najmniejszej, śladowej il0ści n
arkotyku jest karalne. Znam takie sytuacje, gdzie Policja, która znalazła u pewnego młodego człowieka tzw. lufkę. Wcześniej w przyrządzie palono trawę. Funkcjonariusze nie znaleźli żadnych narkotyków przy tej osobie, więc dali do ekspertyzy ową lufkę. Wydłubali z niej kulkę o wadze 0,2 g i okazało się, że to czysta marihuana. Osoba ta dostała wyrok w zawieszeniu i grzywnę a Policjanci zyskali liczby w statystykach...tylko czy słusznie?




Niecelowe karanie .....


Projekt Ministerstwa Sprawiedliwości zakłada lżejsze karanie za posiadanie śladowych ilości narkotyku. Wszystko w sytuacji, jeśli prokurator uzna, że
karanie byłoby "niecelowe ze względu na okoliczności popełnienia czynu". W praktyce będzie prawdopodobnie tak, że jeśli dana osoba przyzna się skąd dany narkotyk posiada - prokurator potraktuje ją lżej. W przeciwnym razie karanie będzie gorsze, a czyn godny srogiego wyroku.





Próba eliminacji dilerów


Zaostrzenia kar dla dilerów dotyczy drugi z aspektów tego tematu. Statystyki nie kłamią - w 2007 roku skazano ponad 800 osób za handel. Warto jedynie dodać, że za posiadanie - niespełna 14 tyś. osób.


Można używać, ale nie nadużywać

Wszystko zmierza ku temu, aby polepszyć statystyki. Moim zdaniem posiadanie najmniejszej ilości nie jest przestępstwem. Narkotyki są dla ludzi z głową. Używanie w ilościach racjonalnych nie powoduje żadnych skutków ubocznych. Warto dodać, że wielokroć razy więcej osób umiera rocznie z powodu alkoholizmu, czy papierosów. Sprawa jest zatem złożona.


Co o trawce wiedzą nasi politycy?

Ważne natomiast, że Ministerstwo Sprawiedliwości odważyło się na taki krok. Poprzedni rząd nawet o tym nie śnił. Jeden z polityków - doktor nauk prawnych nawet nie widział, czym jest marihuana......






Proff - Breathe (Bart Van Wissen Remix)

Swego czasu ten track był ogólnie niedostępny. Rewelacyjny remix Barta Van Wissena, który po kontaktach z wytwórnią "Deepology" zaczął tworzyć deep house i jego housowe hybrydy,







Wakacyjny kawałek :D

Northface - The Garden (Dub)

Jeden z najlepszych kawałków wszechczasów - przynajmniej dla mnie. Pełny deepowego brzmienia kawałek z 2003 roku.




Northface - The Garden

Label:Not On Label
Catalog#:001
Format:Vinyl, 12"
Country:?
Released:2003
Genre:Electronic
Style:Progressive House

Very rare 12 inch of Gaz White's (aka Yekuana). Pure progressive house from it's greatest time!

Björn Mandry - Try Again

Tym razem kawałek, który w 2003 roku robił furrorę na niektórych parkietach. Progressive Trance w najlepszym wydaniu.









Björn Mandry - Try Again

Label:Mauritius
Catalog#:MAU 006
Format:Vinyl, 12"
Country:Germany
Released:Dec 2003
Genre:Electronic
Style:Progressive Trance


Warto, kochani warto!

Ballroom - Passenger (Steve Porter Remix)

Czas na odrobinę starego, dobrego progressive house'u. Remix kawałka Ballroom - Passenger wykonany przez Steviego Portera.





Ballroom - Passenger (Steve Porter Remix)

Label:Halogen
Format:Vinyl, 12"
Country:UK
Released:28 Nov 2000
Genre:Electronic
Style:Progressive House


Warto!

Slytek - Minima (Original Mix)

Oto track, który ostatnio nęci mi w głowie. Zagrał go po raz pierwszy Hisham Zahran na swoim secie "Hisham Zahran - Wild Nature Guest Mix on Frisky Radio [04-06-2009]. Znajdziecie go na rewelacyjnym serwisie www.spiritsoulmixarchive.com.

Sprawdzcie to, bo jest to 7 minut rewelacyjnego progressive house'u.






Slytek - Minima [STBY028]

Label: Standby Records
Release Date: Jun 22nd, 2009
Styles » Progressive / Progressive


Polecam!

środa, 22 lipca 2009

Koniec świata jest bliżej niż przypuszczasz....

Jak często mówimy "koniec świata" łapiąc się za głowę w dziwnych sytuacjach? Jak często planując wakacje wybieramy drugi koniec świata za cel swoich wojaży? Ileż to razy Majowie, Aztekowie czy Nostradamus koniec świata przewidywał? Czy zatem "koniec świata" istnieje tylko w naszych wyobrażeniach i systemie językowym? Otóż właśnie nie i w tym felietonie postaram się to udowodnić. "Koniec Świata" namacalnie istnieje.





Wędrówkę swą rozpoczynam w miejscowości Kraszewice w Południowej Wielkopolsce. Kilkanaście kilometrów od Grabowa nad Prosną, trochę więcej od Ostrzeszowa. Na pierwszy rzut oka uwagę przykuwa niezwykle osobliwy przystanek. Śmieszna rzecz, ale cieszy i jest chlubą regionu. Tam pytam ludzi:






- Jak mogę trafić na koniec świata?
- Łee Panie, ja nie wiem gdzie to jest, nikt nie wie - odpowiada starsza kobieta.


Aura jest deszczowa, więc trudno kogokolwiek złapać, a ciekawość mnie zjada. Usłyszałem kiedyś, że "Koniec Świata" jest gdzieś koło Kraszewic. Na swojej drodze napotykam starszego człowieka. Typ - kowboj: niebieskie spodnie, niebieska koszula typu maczo oraz typowo kowbojski kapelusz. Pytam go:

- Wie Pan może gdzie jest "Koniec Świata"?
- Stary Człowiek jestem Panie, trudne pytanie.... - odpowiada kowboj.
- Nie słyszał Pan może o takiej miejscowości? - pytam.
- Nie. - odpowiada gorzko facet.
- A tak poza tym to kiedy tak naprawdę będzie "Koniec świata"? - próbuję nawiązać kontakt.
- Panie tego nikt nie wie, nikt nie wie, co będzie jutro.......

To, że nie potrafię znaleźć miejsca do którego pragnę dziś dojść, wcale nie musi oznaczać końca świata. Wreszcie dowiaduję się od kolejnej zapytanej osoby, że to może być w miejscowości Głuszyna, ok. 6 km od Kraszewic. Wsiadam w samochód i jadę. Po ok. 6 km napotykam kolejnego Pana. Pytam więc:


- Którędy na "Koniec świata"?
- Pojedzie Pan w prawo teraz przed mostkiem, i dalej polną drogą w stronę domostw. Potem w lewo i do końca - odpowiada przechodzień.


Rzeczywiście po drodze mijam mostek. Jadę dalej i napotykam gospodarstwo. Typowy koniec świata, bo to miejsce, gdzie "psy dupami szczekają". Nic to. Jadę dalej.



Dojeżdżam wreszcie do mojego celu. Jest to przysiółek w gminie Kraszewice, nieopodal Głyszyny. Przydrożna ławka i znak "Koniec Świata". Obok stoi dziadek przy płocie. Chodzi o lasce. Podchodzę i pytam:



- To jak się państwu tu żyje na "Końcu Świata"?
- Normalnie Panie, to nie żaden koniec świata, tylko Głuszyna - odpowiada mniej więcej siedemdziesięciokilkuletni staruszek.
- Nic szczególnego? - próbuję nawiązać kontakt.
- Panie przez ten znak, to my mamy same problemy. Młodzież się tu zjeżdża, libacje robi, spać w nocy nie można - odpowiada babcia, która wychodzi ze stodoły wraz z koszem drewna.
- To kto w takim razie postawił ten znak tutaj - pytam.
- Na pewno nikt, kto nam dobrze życzy - odpowiada zgodnie, jak się później okazało małżeństwo.


Zostawiam ich w spokoju. Widać, że mają dość pytań o "Koniec świata". Dla nich to normalność, codzienność, dla nas ciekawskich - egzotyka. Siadam na ławce przed znakiem. Nagle zauważam, że pogoda jest rewelacyjna, świeci słonko, prawie bezchmurne niebo. Jeszcze kilka chwil temu padał rzęsisty deszcz. Mówię sobie w duszy:

"Całkiem niezły ten koniec świata ......."


niedziela, 19 lipca 2009

"Nasza-klasa" czyli paradoksów ciąg dalszy....


Muszę się przyznać, że miałem już więcej o tym serwisie nie pisać, ale pragnę się podzielić z Wami swoimi uwagami. Fakt, że jestem związany z mediami jeszcze bardziej skłania mnie ku twierdzeniu, że fenomen "naszej-klasy" przewyższa jakiekolwiek moje dotychczasowe granice wyobraźni.



Pożywka dla organów ścigania


Jakiś czas temu znany "dziennikarz" ostrowski i jak to pisano w gazetach "manager" jednego z ostrowskich hoteli został złapany. Okazał się nim Kazimierz R. Celowo słowa "dziennikarz" oraz "manager" umieściłem w cudzysłowie - po pierwsze dziennikarz z niego, jak z koziej dupy trąbka. Występował w kilku miernych produkcjach ostrowskiej telewizji internetowej. Za każdym razem wywołując niemałe obrzydzenie wśród osób, których zawsze uważałem za specjalistów w dziedzinie dziennikarstwa. Kiedyś nawet pokusiliśmy się o krytyczną ocenę jego "dziennikarskich" poczynań na zajęciach z warsztatów dziennikarza. Po drugie sami właściciele tegoż ostrowskiego hotelu zaprzeczają jakoby ten osobnik miał kiedykolwiek zadatki i możliwości na bycie managerem ich hotelu. Tak czy inaczej schodzimy z tematu.

Jego zatrzymanie i sposób prezentacji tego w lokalnych mediach ruszył we mnie burzę myśli. Pokazano bowiem jego profil, oczywiście z zakrytymi zdjęciami jako dowód istnienia tego osobnika w "społecznym" świecie. Tak czy inaczej dzięki "naszej-klasie" możliwe było zidentyfikowanie pana Jordana R. lub jak się później okazało Kazimierza R. Potwierdza to moją poprzednią tezę ( z poprzedniego posta nt. naszej-klasy) - Ten portal społecznościowy to pożywka informacyjna - jak się okazuje nie tylko dla Policji.

W marcu 2009 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok, który mówi:

wizerunek uwieczniony na zdjęciach sprzed wielu lat to rodzaj danych osobowych


Sprawę ruszył niejaki Tomasz W., który 30 lat temu uczęszczał do stołecznej podstawówki. Uznał on, że jego wizerunek na zdjęciu godzi w jego prawo do tegoż wizerunku. W uzasadnieniu twierdził, że:

Szkolna fotografia zamieszczona na łamach Naszej-Klasy wraz z podpisem umożliwiającym identyfikację poszczególnych osób narusza jego prawo do prywatności. Imię, nazwisko i wizerunek sprzed lat przetwarzano bez jego wiedzy i zgody, co według niego stanowi naruszenie przepisów o ochronie danych osobowych


Portal odmówił usunięcia tej fotografii, naruszenia danych osobowych nie potwierdził też Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, który uznał, że wizerunek z dalekiej przeszłości nie spełnia kryteriów danych osobowych. Trzeźwość umysłu zachował za to sąd. Orzekł, że:

o tożsamości decyduje także przeszłość, a GIODO umarzając postępowanie uchylił się od odpowiedzi na trudne pytania


Sprawa toczy się dalej, ale jedno jest pewne "nasza-klasa" godzi w prawo do wizerunku i tym akcentem zakończę tę sferę moich rozmyślań.


Nieboszczyki też mają swoje konto na "naszej-klasie"


Druga kwestia, o której chciałbym z Wami podyskutować. Całkiem niedawno ktoś powiedział mi, że na tym portalu ludzie zaczęli umieszczać osoby, które delikatnie mówiąc kopnęły w kalendarz.... Przychodzi na myśl mi przykład z ostatniego mojego postu w tej sprawie i tak się zastanawiam kiedy znajdzie się tam postać Kazimierza Chrobrego, Mikołaja Kopernika czy Jana Pawła II. Ludzie, którzy korzystają z tego portalu potrafią być na tyle głupi, aby się o to pokusić. Przepraszam może generalizuje, ale wszyscy "normalni" moi znajomi pousuwali już konta, albo przynajmniej noszą się z takim zamiarem.

Absurd "naszej-klasy" goni kolejny absurd. Portal stał się komercyjnym gównem, dzięki któremu możemy wysłać komuś wirtualne kwiaty, bądź prezent. I żeby było śmieszniej masz przyklejone to na profilu....

Zastanawiam się na ile człowiek może się zbłaźnić wystawiając zdjęcia na tym portalu. Sam to kiedyś robiłem i się mogę przyznać - jestem błaznem. Mam tylko cichą nadzieję, że jedyne, co mnie od nich różni to niebywały dystans do tej kwestii i niech tak pozostanie.

A oto felieton gazety.pl ws. kont nieboszczyków.


Polaków narzekania...

Jak nie pada i na ogrodzie schną kwiatki to źle, jak pada zbyt wiele też niedobrze. Mentalność Polaków jest dość dziwna. Jeszcze dwa, trzy miesiące temu ludzie narzekali, że maj i czerwiec jest bardzo suchy i że nic nie będzie ze wszelkich roślin i warzyw. Koniec czerwca i początek lipca przyniósł upragniony deszcz. Jest go nawet tyle, że wektor narzekania przemieścił się teraz w stronę "Oj jak niedobrze, że tak dużo pada...".


Można powiedzieć, że zachowanie to jest dość zrozumiałe, bo w końcu już Rzymianie mawiali, że najlepszą metodą będzie metoda złotego środka - w tym konkretnym pogodowym przypadku będzie to słoneczny dzień i deszczowa noc. Niestety zmiany klimatyczne na Ziemi są w tym momencie znaczące i zauważalne.






Polak zatem narzeka, a sam się do tego przyczynia. Jak dowodzą statystyki - jesteśmy na jednych z ostatnich miejsc w Europie pod względem ekologii. Co prawda jest u nas więcej wiatraków, ale dużo jeszcze jest do poprawienia w mentalności.




Ci, którzy tak chętnie narzekają na zmiany klimatyczne w tej części Europy, bez wahania wkładają plastik, gumę, opony itp. do pieca i z zadowoleniem spoglądają jak wszystko płonie. Cieszą się, że łatwym i jakże pożytecznym gestem (przecież pozbywamy się śmieci) uratują świat od zanieczyszczeń.


Dziwne są zatem Polaków narzekania, skoro narzekają na samych siebie. Po raz kolejny dowodzi ten fakt stwierdzeniu, że "Polska to bardzo dziwna kraj".

sobota, 18 lipca 2009

Pusty tron po królu polskiej filozofii...


Leszek Kołakowski - wybitny polski filozof nie żyje! To niepowetowana strata dla polskiej i nie tyko polskiej myśli. Prof. Kołakowski był osobą znaną na całym świecie. Początkowo zagorzały marksista, stopniowo zniechęcał siebie i innych, zadając przy tym bolesne ciosy tej ideologii.





Był autorem kilku świetnych prac filozoficznych tj.:

1. Pochwała niekonsekwencji. Pisma rozproszone z lat 1955-1968, red. Zbigniew Mentzel, Puls, Londyn 1989, wyd. II Londyn, 2002.

2. Główne nurty marksizmu. Powstanie - rozwój - rozkład, Instytut Literacki, Paryż, 1976-78.

Osobiście cenię go za artykuł pt. "Śmierć Bogów".


Otrzymał wiele odznaczeń i wyróżnień: m.in.: liczne doktoraty honoris causa a także najważniejsze polskie wyróżnienie - order "Orła Białego".


Leszek Kołakowski to król polskiej filozofii, a tron po nim jeszcze długo pozostanie pusty.

piątek, 17 lipca 2009

Co ma Hollywood, czego nie ma NASA?


Odpowiedź na to pytanie jest dość szokująca, ale niestety prawdziwa. Mówię to trochę z przekąsem, ale aż śmiech pojawia się na ustach, kiedy czytam, że NASA (Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej) nie ma utrwalonego na taśmie lądowania na księżycu. Jak donosi amerykańskie serwis informacyjny Yahoo News:




NASA potrafiła wynieść człowieka na księżyc, ale nie umiała zachować wersji oryginalnej nagrania tego historycznego wyczynu



Po tej jakże żenującej informacji NASA stwierdziła, że musiała stracić gdzieś nagranie kilka lat temu. Swoją drogą ciekawe o czym myśleli ludzie z NASA - może liczyli na powszechną dostępność tego nagrania? W każdym razie nie przeliczyli się.











Hollywood przychodzi na pomoc


Z pomocą największej i najbardziej znanej agencji kosmicznej na świecie przychodzi.... Hollywood. Studyjni czarodzieje już pracują nad wygładzeniem oryginalnej wersji lądowania na księżycu. Wszystko po to, aby nowa wersja była nawet lepsza od tej, którą 20 lipca 1969 roku ujrzeli telewidzowie.

Klasyczne kino



Wideo nadal pozostanie czarno-białe. I tak będzie do końca - nie ma się co dziwić - księżyc i tak jest szary, a kostiumy astronautów białe. No może flagi amerykańskie są "kolorowe". Znając mentalność amerykanów pokoloryzują flagi, reszty nie zmienią.

Bez kombinacji z dźwiękiem


Ścieżka dźwiękowa pozostaje nie zmieniona. Podobno na oryginale nie słychać słów Armstronga "To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości".


A oto oryginały pierwszego w ludzkości kroku człowieka na księżycu w jakości HD:

NASA HIGH DEFINITION VIDEO


źródło: yahoo.com

niedziela, 12 lipca 2009

Ortega Cartel - Lavorama (CD, Album) [2009]

Pora na coś rodem z polskiego podwórka. Choć to mocno przesadzone, bo album, o którym chcę właśnie opowiedzieć wyprodukowany został w Kanadzie. Tak czy inaczej jego twórcy to ziomki rodem z łódzkich Bałut. Swoją drogą korzenie tego miejsca są niesamowite.....

Do rzeczy. "Lavorama " to piąty album (jak sami śpiewają chłopaki) mało dość znanego kolektywu Ortega Cartel. Mało znanego, bo jako w miarę obeznany meloman i wielbiciel muzyki rodem z polskiego getta, nigdy nie było mi dane o chłopach usłyszeć. Może to i lepiej - satysfakcja ze słuchania albumu jest o ten brak większa. Jak sami stwierdzają twórcy albumu:

Wrodzona skromność, brak zachłanności i ciśnienia na karierę sprawił, że dopiero teraz decydują się na wydanie płyty w powszechnej dystrybucji. “Lavorama“ jest kontynuacją próby łączenia luźnego podejścia do rapu ze ścisłą koncepcyjnością - wiekszosc nagrań od początku do końca powstawało podczas pojedynczych, spontanicznych 3dB studio jam sessions.


Cały krążek to mieszanka nie spotykanych w Polsce rytmów podobnych do chilloutowych produkcji rodem z zachodniego wybrzeża USA. Dodatkowo album wzbogacony został o niezłe featuringi, co sprawia, że produkcja jest niezwykle ciekawa i różnorodna. Wśród gości znajdziemy m.in: Reno, O.S.T.R., Tede, Spinache, Proceente, Daniel Drumz i Mielzky.

Tematyka tekstów - zapytacie pewnie o ten aspekt? No cóż, jako zwolennik wyszukanych metafor i połamanych semantycznie konstrukcji zdaniowych, muszę powiedzieć, że album ten inteligencją nie grzeszy. Teksty są raczej proste, dotykają błahych egzystencjalnych problemów ludzi mieszkających zagranicą. Ta sfera albumu jest zdecydowanie na minus. One the another hand, kto nie chce zbyt wiele myśleć, posłuchać lekkich i przyjemnych tekstów, to na pewno ten album jest dla niego.


Tracklista:


01. Miami Vice (feat. DJ Lolo & DJ O2ld from 13crew)
02. Sukces
03. Nawet jeśli (feat. O.S.T.R.)
04. Microphone Masters 1
05. No to klaśnij
06. Dobre czasy (feat. Reno)
07. North Starr* (feat. The Jonesz)
08. Microphone Masters 2
09. To historia
10. Ciągle tu jestem (feat. Spinache)
11. Banan
12. Czy to coś zmienia
13. Lavorama 1
14. Sunshine (feat. Karma)
15. Microphone Masters 3
16. Kickflip (feat. Reno, Daniel Drumz)
17. Feel The Vibe* (feat. Goser, Puffy Coates, Jesse Maxwell)
18. Microphone Masters 4
19. Rap (feat. Mielzky)
20. Lavorama 2
21. Tak tu jest ziom
22. This is for my boys (feat. The Jonesz)
23. Dokąd tak gnasz? (feat. Tede)
24. Lavorama 3
25. Masło
26. Przedostaje się do płuc (feat. Proceente)
27. Uuuuuu (feat. Jesse Maxwell)
28. Niby się żyje (feat. Finker)
29. Been there, done that (feat. The Jonesz)
30. Hey Man
31. Lavorama 4
32. Lampowy
33. Koniec

Co ja będę dużo mówił - lecieć do sklepu lub na i po płytkę. Nie kosztuje majątku.

niedziela, 5 lipca 2009

Witold Tomczak bez wyroku!

Tak, jak pisałem w jednym z poprzednich postów. 29 czerwca odbyła się ostatnia - jak się okazało - rozprawa Witolda Tomczaka. Zanim powiem jaki był wyrok, postaram się pokrótce przybliżyć Wam sprawę.

Prawo jazdy Tomczaka za masło?


Jest czerwiec 1999 roku. Witold Tomczak jedzie pod prąd na jednej z ostrowskich ulic. Zatrzymuje go dwoje funkcjonariuszy Policji z Komendy Powiatowej w Ostrowie Wielkopolskim. Żąda dokumentów od Tomczaka, a ten odpowiada "Mam cię w dupie, ty palancie" i ucieka. Policjanci urządzają pułapkę i chwytają Tomczaka. Mają paść wtedy obraźliwe słowa pod adresem stróżów prawa. Z ust Tomczaka wylewa się "Palanty, chuje i gestapowcy", które jak się okazuje będzie przyczynkiem do sprawy.

"Uczciwy" poseł Tomczak


W tym czasie Witold Tomczak jest posłem na Sejm RP. Chroni go immunitet więc jego rozprawa nie może się toczyć. Zrzeka się jednak immunitetu poselskiego, aby "można" było prowadzić jego sprawę. Następuje to w październiku.

Do Brukseli


W 2004 roku Tomczak dostał się do Parlamentu Europejskiego. Chciał wtedy, aby w związku z jego pełnionymi obowiązkami, zawiesić proces karny. PE zachował się jednak bardzo przytomnie i pozbawił go immunitetu. Proces toczył się dalej, a Tomczak musiał przełknąć gorzką ślinę. Dlaczego? Otóż dlatego, że w 2004 roku wszedł przepis, że sprawa ulega przedawnieniu dopiero po 10 latach, a nie jak przed 2004 po 5.


Taki mały smaczek :)


Cytuję:

"W tym samym roku także po raz drugi uchylono mu immunitet w związku z postępowaniem o uszkodzenie rzeźby włoskiego artysty Maurizia Cattelana przedstawiającej Jana Pawła II przygniecionego meteorytem, którego Witold Tomczak dopuścił się w 2000"

źródło: wikipedia

A to sprawozdanie z uchylenia tego immunitetu:


Zabawa w kotka i myszkę


W sumie podczas dziesięcioletniego procesu odbyły się 33 rozprawy. Tylko na 3 Tomczak był obecny. Podczas ostatnich rozpraw wymigiwał się zwolnieniami lekarskimi (pewnie fałszywymi, ale o tym wspomnę później). Raz miał kontuzję, wiele razy jego zły stan zdrowia nie pozwalał mu na przybycie do ulubionego Ostrowa Wielkopolskiego.



Koniec końców


29 czerwca odbyła się ostatnia (jak się w końcu okazało) rozprawa Witolda Tomczaka. Zanim jednak usłyszeliśmy wyrok w tej sprawie - prokurator wnosił o przedłużenie rozprawy o 15 miesięcy i 8 dni z uwagi na immunitet Tomczaka w okresie od czerwca 1999 roku do października 1999 roku. Adwokaci Tomczaka - Janusz Wojciechowski i Michał Król - po prostu się burzyli. Sędzia Zimorska-Abdulaeev niestety zmuszona była sprawę zakończyć z uwagi na przedawnienie. W uzasadnieniu padły jakieś banialuki dot. prawa sejmowego - bla bla bla.

Adwokaci "żałują" końca sprawy


Ubrani w śmieszne togi i noszący w kieszeni małe radyjka odbierające tylko jedną stację adwokaci Tomczaka bardzo ubolewali, że sprawa się tak "szybko" zakończyła, gdyż chcieli udowodnić niewinność idiotycznego występku Tomczaka.





Oliwa sprawiedliwa


W wyborach do PE w 2009 roku, partia Tomczaka nie uzyskała progu wyborczego, tym samym Witek nie dostał się do Brukseli. Co bardziej istotne uzyskał rewelacyjny wynik - 17 000 głosów. Ciekawe ile razy Rydzyk zagłosował?

Tomczak z rękami słuchaczy Radia Maryja w .....


Wraz z każdą rozprawą wokół ostrowskiego sądu gromadzili się zwolennicy Tomczaka. Byli to głównie ludzie starsi o zapędach czysto satanistycznych. Jedna baba plująca prosto w twarz, jak mówiła. Facet, który niczym kompletny idiota dzierżył figurkę Matki Boskiej w dłoniach modląc się pod sądem. Wszyscy inni warci tyleż samo. Poświęcili nas na samym końcu. Jestem jednak zdania, że najbardziej ortodoksyjni katolicy, to największe belzebuby.

I co dalej?


Sąd w Ostrowie sprawdza jeszcze zaświadczenia lekarskie wydawane Tomczakowi. W końcu z wykształcenia lekarz ma wielu znajomych........

Stracone setki tysięcy złotych


Farsa, groteska, idiotyzm to wszystko, co mam do powiedzenia. Szkoda tych setek tysięcy złotych, którymi został obciążony skarb państwa. Kto za to zapłaci? Pan, Pani zapłaci, zapłacimy wszyscy, tylko nie on. Kropka. To jest dopiero sprawiedliwość!