wtorek, 26 stycznia 2010

"W życiu nie chodzi tylko o muzykę" - wywiad z Jefem Nevem




"Uwielbiam życie i co rusz znajduję inne jego aspekty, z których czerpię pełnymi garściami" - mówi gwiazda europejskiego jazzu Jef Neve. Charyzmatyczny lider swojego trio, zaangażowany w wiele projektów uważany jest za następcę nieodżałowanego Esbjörna Svenssona. - Każdy muzyk grając pokazuje swoją osobowość i zawsze dostrzegamy różnicę - wyjaśnia Belg i dodaje, że wolałby być kojarzony ze swoim nazwiskiem. 












T.W.: Jeff niektórzy krytycy muzyczni twierdzą, że po śmierci Esbjorna Svenssona znalazło się wolne miejsce dla trio o podobnej wizji i podejściu do muzyki. Krytycy twierdzą, że to właśnie Twoje trio. Zgadzasz się z tym poglądem?





Jef Neve: Doskonale wiem skąd pochodzi takie twierdzenie. Muzyka, którą gramy nie korzysta tylko z elementów rytmiki jazzowej. Dużo w niej popu oraz wpływów muzyki klasycznej. To elementy, które wykorzystywał także Esbjorn. Tak naprawdę nie słuchałem zbytnio jego muzyki. Dość poźno odkryłem jego albumy i rzeczywiście dojrzałem pewne podobnieństwa w tym, co on kiedyś i ja teraz w pewien sposób tworzę. Każdy muzyk grając, pokazuje swoją osobowość i zawsze dostrzegamy różnicę. Mam nadzieję, że moja muzyka wprowadza wiele odmiennych elementów, przy całym szcunku do tego niezwykłego muzyka. To bardzo wielka strata dla jazzu. 



T.: Wiele osób traktuje twoje koncerty jako jedno wielkie doświadczenie, niemalże religijne. Właśnie w ten sposób traktujesz muzykę? Jako religię? 


JN: Muzyka to coś, co nigdy mnie nie opuści. Kiedy budzę się rano, już ją słyszę. To coś, co dzieje się tu i teraz. Religia to także coś , z czym człowiek żyje na co dzien. Nie możesz tego zobaczyć, ani dotknąć, ale z tym żyjesz. Bez względu na to, czy w coś wieżysz, czy nie, człowiek potrzebuje jakiejkolwiek wiary. Muzyka i religia potrafią żyć w świadomości ludzi. Dzięki temu na moment możemy zapomnieć, że siedzimy w krześle i oglądamy koncert. Może w tym konkretnym momencie myślimy o czymś, albo przychodzą nam do głowy pomysły. To jest właśnie coś, co potrafi zarówno religia, jak i muzyka.


T.: Opowiedz nam o trio, z którym aktualnie koncertujesz... 


JN: To jest właściwie trio, w którym zaczynałem swoją przygodę z muzyką. Mój perkusista to Teun Verbunggen (Tun Ferbungen), na codzień mieszka w Brukseli. Według mnie to jeden z niewielu żyjących przykładów nowej generacji perksistów jazzowych. Wprowadza wiele zmian do muzyki. Wyprowadza ją na nowe tory. Wielu młodych ludzi go naśladuje i to chyba najlepsze w tym wszystkim. Basista, Piet Verbist (Pit Ferbist) od dawna grał bardziej w tradycyjnych jazzowych bandach. Pozwoliło mu to na czucie swingu, w tym samym czasie poszukiwał nowych kierunków w muzyce. Dziś jest otwarty na wiele innych gatunków i stylów. Od początku był dla mnie jak nauczyciel, jak ktoś, kto zawsze przy mnie był, ktoś na kim mogłem zawsze polegać. To bardzo ważna postać mojego bandu.


T.: To nie jedyne projekty, w których bierzesz czynny udział. Co możesz powiedzieć o współpracy z Pascalem Schumacherem oraz projekcie Groove Thing?


JN: Groove Thing to kapela, w której nie gram na pianinie, a na ogranach hammonda. To grupa złożona z saksofonisty, basisty gitarowego oraz perkusisty. To dla mnie bardzo bogate doświadczenie, bo mam okazję grać coś innego niż jazz. Mogę też wrócić do korzeni. Pascal Schumacher Quartet – to zupełnie inna historia. Rozstałem się z nimi niespełna dwa lata temu. Trudno nam było pogodzić wspólne projekty, to był dość młody zespół muzyków, dopiero co podpisali kontrakt z niemiecką wytwórnią Enya. Zbyt wiele pracy mieli wtedy na głowie, dlatego musiałem zrezygnować. Wciąż gram jednak z Pascalem Schumacherem w duecie. Uwielbiam z nim grać, mówimy tym samym językiem i dlatego wspólne granie przychodzi nam z łatwością.


T.: Angażujesz się także w projekt poświęcony Johnowi Coltraenowi.... 


JN: Zacząłem go wraz z nowojorskim wokalistą Jose Jamesem. To dla mnie bardzo przyjemny projekt. Mam możliwość pogrzebać w różnorodności coltraenowskiej spuścizny. Myślę, że nie mówię tylko za siebie, ale także w imieniu wielu muzyków jazzowych. To on właśnie jest wielkim żródłem inspiracji dla wielu z nas. Ten projekt jest dla mnie wielkim wyzwaniem i na pewno pomaga mi w obyciu na scenie. Czerpię z niego ogromne korzyści.


T.: Masz choć odrobinę wolnego czasu w Twoim życiu? Grasz w tak wielu projektach, masz swoją audycję w radiu. Skąd bierzesz czas na to wszystko? 


JN: Nie zrozum mnie źle, znajduję czas na codzienne życie. Ciągle staram się czerpać inspirację z wielu rzeczy. Tak naprawdę w życiu nie chodzi tylko o muzykę. Uwielbiam życie i co rusz znajduję inne jego aspekty, z których czerpię pełnymi garściami.


(wywiad przeprowadzony podczas 36. Międzynarodowego Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu - 2009)



Brak komentarzy: