sobota, 20 sierpnia 2016

Awizo z kłopotem

Po ostatnich doświadczeniach z Pocztą Polską stwierdzam, że ta firma już dawno przestała iść z duchem czasu. Fakt, że co rusz w ofercie PP znajdują się nowe usługi jest jedynie klajstrowaniem biedy. Wciąż obowiązuje przestarzały regulamin, który praktycznie pozbawia Cię możliwości odebrania przesyłki poleconej za kogoś, a jeśli umożliwia, to po sporych perturbacjach. Chcesz odebrać przesyłkę za partnera, z którym nie jesteś w związku małżeńskim, nie macie tego samego nazwiska i oficjalnie nie mieszkacie w tym samym miejscu? Zapomnij, że zrobisz to: a) bez żadnego świstka papieru, b) za darmo. Ja dowiedziałem się właśnie jak to obejść. 

Patrzę ostatnio, a w skrzynce pocztowej wiszącej na moim płocie jest pakiet awizo. Dwie przesyłki polecone adresowanie do mnie, dwie kolejne adresowane do mojej partnerki. Myślę sobie tak: w moim przypadku nie ma akurat problemu z odbiorem poleconych, ale w drugim przypadku już jest. Adresat dwóch pozostałych awizo nie jest w stanie odebrać swoich paczek i tyle. I nie będzie mógł przez najbliższy czas. Wyjechał na wakacje, do rodziny w Katalonii, jest w szpitalu na dłużej, etc. Powodów jest wiele. Przekazuje mi dowód tożsamości, więc idę na Towarową do Ostrowa w nadziei, że wrócę z pakietem poleconych.

Wchodzę na pocztę, daję swój dowód i w okienku słyszę, że nie mogę odebrać paczki za kogoś, bo  a) nie mamy takiego samego nazwiska b) nie mieszkamy pod tym samym adresem. Pani w ręku trzyma zarówno moje przesyłki, jak i przesyłki partnerki. Adres jest ten sam. Na mnie czekają listy z Policji, paczek partnerki ekspedientka wydać jednak nie chce. Ja zaś nie chcę się kłócić i wychodzę jedynie z moimi. W domu znajduję odpowiedni druczek upoważniający mnie do odbioru przesyłek i po jakimś czasie znów zaglądam do okienka pocztowego. 

Pani z rozbrajającą szczerością mówi: 4,92 się należy za to upoważnienie. Nosz kurwa jasna - myślę! Wyręczam tych darmozjadów i sam fatyguję się po przesyłkę, załatwiam wszelkie formalności, z własnych pieniędzy drukuję upoważnienie, a oni jeszcze żebrzą hajs za to, że wielce "pozwolili komuś mnie upoważnić". Pytam więc:

- A jakim niby trafem ja nie mogę odebrać przesyłki za tą osobę? 

- Nazwisko pańskie i nazwisko tamtego adresata nie pokrywają się - odpowiada pani w okienku. 

- Z tego, co mi wiadomo nie muszą się pokrywać, bo przecież adresat może być moją żoną i zachować nazwisko rodowe, prawda? 

- Prawda - odzywa się pani. - Ale na pańskim dowodzie nie ma tego adresu, na który przyszła paczka do tej pani - dodaje. 

- To w takim razie jakim cudem Pani wydała mi wcześniej paczkę na moje nazwisko, skoro nie było tam odpowiedniego adresu? - dopytuję (na dowodzie mam jeszcze stary adres, a nie wymienią go nawet pomimo zmiany adresu zameldowania, dopóki dokument jest ważny). 

- Paczki wydaje się na określoną osobę, która legitymuje się jakimś dowodem osobistym - wyjaśnia ekspedientka. 

- Dobrze proszę pani, załóżmy taki scenariusz. Czysto teoretycznie: listonosz podjeżdża do posesji, bloku, kamienicy a tam czeka osoba. Roznoszący listy na ulicy nigdy nie prosi o dowód tożsamości, a nawet gdy prosi, to przecież w nowych dowodach nie ma miejsca zameldowania, a starych (nawet jak się Pani przemelduje) nie wymieniają. Zatem teoretycznie pod bramą może stać Jan Kowalski, który nie będzie tym samym Janem Kowalskim - adresatem przesyłki. Mimo to ją odbierze, bo Kowalskich Janów w Ostrowie są dziesiątki. Może tak się zdarzyć? - zadaję kolejne pytanie. 

- No może, ale w mojej długiej karierze nigdy się jeszcze to nie zdarzyło - wyjaśnia pani. - W takim  przypadku my robimy tutaj w okienku wywiad i od razu poznajemy, czy Pan jest w związku z osobą, na którą adresowany jest polecony i czy np. razem tam mieszkacie. 

- W jaki sposób to robicie? - drążę temat. 

- Mamy swoje sposoby, sprawdzamy czy ktoś kłamie czy nie - kwituje pani. - Ale pan może np. odręcznie napisać takie upoważnienie i każdy za pana może na poczcie odebrać przesyłkę - wyjaśnia kobieta.

A jak sprawdzicie, czy upoważnienie napisała ta osoba, która naprawdę nie może odebrać paczki? - pomyślałem w duszy. No i oczywiście sprawdziłem w necie: nigdzie oficjalnie o takim nieoficjalnym oświadczeniu nie znalazłem ani słowa. Wiadomo Poczta chce zarobić i ja to rozumiem. 

- Czyli reasumując: z tego co pani powiedziała wynika, że teoretycznie tej paczki nie odbierze bez kwitu upoważniającego nawet matka mojej partnerki, pomimo że mają w dowodzie ten sam adres, ale że paczka przyszła już na inny adres, to awizo może zrealizować jedynie adresat lub ktoś z upoważnieniem - po raz ostatni już pytam. 

- No, tak. Może się tak zdarzyć - finiszuje pani z okienka. 

Życie bywa różne i spotkasz w okienku także kogoś, kto pójdzie Ci na rękę. Ja zapłaciłem 4,92, pięknie podziękowałem zaznaczając, że się z takim stanem rzeczy nie zgadzam i odszedłem. Nie mam podstaw być złym na kobietę z okienka, bo to nie jej wina.  To wina przestarzałego systemu i regulaminu Poczty Polskiej, która nie stara się w tych trudnych dla niej czasach walczyć o klienta. Nie mówię o popadaniu tutaj w skrajność typu: "Dzień dobry. Kurier z tej strony. Nie ma Pana w domu, to ja zostawię paczkę przed bramą", ale chodzi o podstawowe zasady i podejście do klienta. Poczta Poczta już dawno przestała się o niego starać. W całej tej sprawie straciłem nie tylko 4,92 zł, ale też (w pewnym momencie ) cierpliwość. Poczta Polska nie straciła klienta, bo jestem w pewnym sensie na nią skazany, ale na pewno straciła jego zaufanie. 


Brak komentarzy: