wtorek, 2 lutego 2016

"Zjawa" - majstersztyk Lubezkiego (recenzja)

"Zjawa" wciąga od pierwszych chwil i pomimo schematyczności scenariusza (osobista potrzeba rewanżu po śmierci ukochanej i syna) jest w tym filmie coś, co sprawia że dwuipółgodzinny obraz Innaritu ("Birdman", "21 gramów") ogląda się jednym tchem. To genialna moim zdaniem praca kamery. Emmanuel Lubezki zrobił z obrazem coś, co pozwala mi traktować go jako pewniaka oskarowego. Ponownie? 


Kamera Lubezkiego (jego szwenkierów) przypomina mi narratora wszechwiedzącego w literaturze. Gdy Arikarowie atakują wioskę pozyskiwaczy skór pokazuje możliwie pełny obraz tragedii: zagląda  zarówno w przerażone twarze Amerykanów, jak i pełne nienawiści oraz chęci zemsty oczy Arikarów. Gdy główny bohater Hugh Glass (Leonardo di Caprio) walczy z grizzlim, to mamy wrażenie jakbyśmy byli częścią tej walki i czuli oddech zwierzęcia. W wielu momentach kamera pracuje wokół własnej osi, tak żebyśmy mieli pełny ogląd sytuacji. Wreszcie obiektyw zagląda tak blisko, że oddech Glassa na mrozie pozostawia parę na szkle, a w końcowej scenie walki Glassa z Johnem Fitzgeraldem czujemy na ekranie zapach krwi.

Do tego piękne krajobrazy, bardzo często nocne sceny z gwieździstym niebem i księżycem w pełni. Świetne ujęcia szerokokątnego obiektywu z dołu w stronę sklepienia, szczególnie te w lesie. Efekt wykorzystywany jest dość szeroko w fotografii, polega mniej więcej na tym, że drzewa  schodzą się dzięki krzywiźnie w jeden centralny punkt. Mam wrażenie, że to jeden z pierwszych filmów, w których twórcy tak chętnie korzystają z szerokich szkieł. Perspektywa jest nieco zniekształcona, ale nie zaburza to percepcji filmu. 

Aktorzy sprawni, szczególnie Tom Hardy. Leo gdy się nie odzywa, gra miejscami świetnie i zasługuje na statuetkę. Czar pryska, gdy aktor puszcza parę z gęby, bo wtedy jest mało przekonujący. Charakteryzacja godna Oskara. Dobre kino. 


Brak komentarzy: