sobota, 20 lutego 2010

Czarownice z Doruchowa

Znalazłem dziś ciekawy artykuł na temat polskiego salem, czyli jak w naszym cudownym kraju traktowano kiedyś kobiey :) Zachęcam do przeczytania.









Polskie Salem

18 lutego 2010


Jeśli wierzyć gazecie „Przyjaciel Ludu", ostatnie spalenie czarownic na ziemiach polskich miało miejsce w 1775 roku. 60 lat po tym wydarzeniu gazeta opisała krwawe wydarzenia, które rozegrały w Doruchowie.

Mieszkała tam wieśniaczka Dobra wraz z mężem. Małżeństwo miało wspaniały sad, a w nim najlepsze w okolicy gruszki. Wielokrotnie miejscowa dziedziczka posyłała po wspaniałe owoce. Pech chciał, że pewnego razu dostała zastrzału w palec, a włosy zaczęły się jej zwijać w kołtun. Można przypuszczać, że był to zwykły brak przestrzegania higieny, ale takie rozwiązanie nie przychodziło wtedy nikomu do głowy.


Znachorka


Posłano po miejscową znachorkę, która orzekła, że za kłopotami dziedziczki stoi Dobra. Według znachorki zamiast gruszek sprzedała dziedziczce myszy, które wywołały chorobę u pani Stokowskiej. Ostatecznie znachorka wytypowała 14 kobiet, które według niej miały parać się czarami. Cioty, bo tak nazywano wtedy czarownice, miały się zbierać obok kamienia zwanego Łysą Górą. Na spotkania przybywały oczywiście tradycyjne, a więc na miotłach. Podczas spotkań z diabłem miały sprowadzać na okolicę wszelkie nieszczęścia – choroby, zarazy, deszcze etc. Na całą okolicę padł blady strach.


Próba wody





Do działania przystąpił mąż chorej dziedziczki. Wskazane przez znachorkę kobiety poddano próbie wody. Związane wieśniaczki wrzucano po kolei do wody. Żadna nie „chciała utonąć”, co ostatecznie przypieczętowało ich los. Do innych ciekawych metod sprawdzania, czy oskarżone były czarownicami należała próba łez – jeśli kobieta nie płakała, to była czarownicą i próba wagi – jeśli ważyła za mało, czyli poniżej 50 kilogramów, znaczyło to, że jest zdolna polecieć na miotle.


Egzekucja


Kobiety na noc zostały umieszczone w specjalnych beczkach, gdzie mogły tylko klęczeć. W ten sposób zabezpieczano się przed ewentualną pomocą diabła dla czarownic. Na beczkach wyryto napis „Jezus + Maryja + Józef” . Następnego dnia z pobliskiego Grabowa przybyli sędziowie i kat. Trzy czarownice padły na torturach, ale dla pewności ścięto im głowy. Jednym z elementów tortur było wbijanie grabi w plecy. Pozostałe spalono na stosie w obecności radującej się gawiedzi. Karze chłosty poddano córki oskarżonych, z których jedna tego nie przeżyła.


Rok później sejm zakazał tortur i kary śmierci w sprawach o czary. Nie ma prawdopodobnych danych, ile czarownic spłonęło w Polsce na stosie. Podawane liczby wahają się od tysiąca do dwudziestu tysięcy.


(p.d)






źródło:


http://www.polskieradio.pl/historia/peryskop/artykul138379_polskie_salem.html?utm_source=sluchajonline&utm_medium=link&utm;_campaign=










A oto bardzo ciekawy komentarz do tego wydarzenia:






Historia rzekomych czarownic została opisana w 1835 roku przez wydawanego do dzisiaj w Lesznie „Przyjaciela Ludu”. Autorem wspomnień miał być naoczny, anonimowy świadek tortur i spalenia czternastu niewiast. Jednak jego relację podważają historycy. Według Janusza Tazbira cała relacja to po prostu falsyfikat. Tazbir ustalił nawet, iż autorem wspomnień był dziennikarz i literat Konstanty Majeranowski, który wręcz specjalizował się w preparowaniu źródeł. Według dr Małgorzaty Polaszek, w archiwalnych dokumentach nie ma mowy o procesie z 1775 roku. Owszem – proces miał się odbyć, ale osiem lat później, w 1783 roku i miano na nim stracić sześć, nie czternaście czarownic Wyrok był jednak niezgodny z obowiązującym prawem i ukarano za to doruchowskich sędziów, bowiem w 1776 roku Sejm zabronił stosowną ustawą sądom miejskim rozpatrywania procesów o czary oraz zakazał, by jakakolwiek władza wydawała wyroki skazujące. Według doruchowian to właśnie tamtejszy proces i osobista wizyta miejscowego plebana u samego króla miały wpłynąć na decyzję Sejmu. - ze strony: inquisitio.info - dużo bardziej rzetelne opracowania.

Brak komentarzy: