piątek, 9 marca 2012

Udany eksperyment Glaspera. Recenzja "Black Radio"


Robert Glasper, praktycznie od początku kariery związany z wytwórnią Blue Note, powraca po ponad dwóch latach ze swoim piątym albumem „Black Radio” (B.R.), czwartym wydanym w Blue Note. Albumem jakże ważnym dla polskich fanów tego artysty, bo zapowiedzianym oficjalnie podczas wizyty projektu Robert Glasper Experiment (pierwszy raz w Polsce!) w listopadzie 2011 roku na 38. Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu - tak rozpoczyna się moja recenzja albumu "Black Radio", którą zamieściło pismo "Jazz Forum" w 2012 roku. 






Podstawowym pytaniem, jakie zadałem sobie podchodząc do pisania tej recenzji, było: Czy krążek przypadnie do gustu jazzofilom, czy może fanom kultury hip-hopu? Z przykrością (dla tych pierwszych) muszę powiedzieć, że więcej w nim elementów kultury „urban”. Glasper, wychowany na takich albumach, jak legendarne już „The Low And Theory (‘91)” czy późniejszy „Midnight Maruders (‘93)” nowojorskiego kolektywu A Tribe Called Quest, niczym kucharz dobiera składniki swojego jazzowo-rapowego dania i serwuje je na „B.R” w postaci 12 kawałków. O jakże różnorodnych smakach…Robi to, czego próbowano wcześniej – choćby na projekcie „Jazzmatazz” nieżyjącego już rapera-legendy Guru (Keith Elam) czy na albumach  filadejfijskiej kapeli The Rooots. Glasper po prostu miesza style. Rap, jazz, R&B, rock. Jak mówi: zaprasza fanów rapu na jazzowe-show, miłośnikom jazzu przybliża natomiast zupełnie nieznane muzyczne smaki.

Przygodę z „eksperymentem” rozpoczyna „Lift off”, w którym słyszymy, że do odbioru albumu potrzebne są dwie rzeczy: uszy i dusza. Uszy przydadzą się wyrafinowanym audiofilom. Na uwagę zasługuje przede wszystkim warstwa muzyczna - rozbudowane interpretacje fortepianowe Glaspera oraz fantastyczna praca sekcji rytmicznej - basisty Derricka Hodge’a i perkusisty Chisa Dave’a (w Kaliszu na tym instrumencie zagrał fenomenalny Mark Colenburg, którego podpatrywał zza kotary wyśmienity polski perkusista Cezary Konrad). Jest też warstwa wokalna, którą swoim głosem doskonale firmują takie postaci jak Erykah Badu, Meshell Ndgeocello, Ledisi czy Lalah Hathaway. Przyprawia to wszystko Casey Benjamin, który od czasu do czasu (bez wielkiej przesady) doda swój głos przefiltrowany przez wokoder.

Komu zatem przyda się dusza? Każdemu, kto z całej masy kontekstów muzycznych wyłowi „smaczki” serwowane przez Glaspera garściami. Na tym krążku jest przecież interpretacja afro-kubańskiego standardu „Afro-Blue”. Miłośnikom Sade przypomni się „Cherish the day”, Davida Bowie „Letter to Hermione”. Na koniec wisienka na torcie - „Smells Like Teen Spirit” Nirvany. Ale wytrawny słuchacz rapu (a dokładnie czegoś, co klasyfikuje się jako „conscoius rap”) dostrzeże coś więcej – muzyczną schedę po wybitnym i nieżyjącym już (jak wspomniany Guru) producencie J Dilla (J.D. Yancey). „B.R.” to nie tylko w/w persony. To także cała plejada „hip-hopowych” przyjaciół Glaspera – Bilal, Lupe Fiasco oraz chyba najważniejszy - Yasiin Bey (pod tą przykrywką jedna z ikon tej kultury - Mos Def).

Kończąc myśl: to zdecydowanie najmniej jazzowa płyta w dotychczasowej dyskografii Glaspera. Po dopracowanych i kompletnych „In My Element” (2007) oraz „Double Booked” (2009) najnowszy krążek tego utalentowanego pianisty stanowi coś w rodzaju hybrydy, coś czego nie da się otagować po prostu „rap” bądź „jazz”. To, że Robert jest doskonałym pianistą, swoim stylem nawiązującym do Hancocka potwierdził już na swoich wcześniejszych albumach. To, że jest wizjonerem, artystą łączącym całą gamę rozmaitych wpływów, eksperymentatorem, na udanym eksperymencie, jakim bez wątpienia jest „Black Radio’.

Tomasz Wojciechowski

recenzja ukazała się w najnowszym numerze "Jazz forum" 3/2012




Brak komentarzy: