Robert Glasper, praktycznie
od początku kariery związany z wytwórnią Blue Note, powraca po ponad dwóch
latach ze swoim piątym albumem „Black Radio” (B.R.), czwartym wydanym w Blue
Note. Albumem jakże ważnym dla polskich fanów tego artysty, bo zapowiedzianym
oficjalnie podczas wizyty projektu Robert Glasper Experiment (pierwszy raz w
Polsce!) w listopadzie 2011 roku na 38. Festiwalu Pianistów Jazzowych w
Kaliszu - tak rozpoczyna się moja recenzja albumu "Black Radio", którą zamieściło pismo "Jazz Forum" w 2012 roku.
Podstawowym
pytaniem, jakie zadałem sobie podchodząc do pisania tej recenzji, było: Czy krążek
przypadnie do gustu jazzofilom, czy może fanom kultury hip-hopu? Z przykrością
(dla tych pierwszych) muszę powiedzieć, że więcej w nim elementów kultury „urban”.
Glasper, wychowany na takich albumach, jak legendarne już „The Low And Theory (‘91)”
czy późniejszy „Midnight Maruders (‘93)” nowojorskiego kolektywu A Tribe Called
Quest, niczym kucharz dobiera składniki swojego jazzowo-rapowego dania i
serwuje je na „B.R” w postaci 12 kawałków. O jakże różnorodnych smakach…Robi
to, czego próbowano wcześniej – choćby na projekcie „Jazzmatazz” nieżyjącego
już rapera-legendy Guru (Keith Elam) czy na albumach filadejfijskiej kapeli The Rooots. Glasper po
prostu miesza style. Rap, jazz, R&B, rock. Jak mówi: zaprasza fanów rapu na
jazzowe-show, miłośnikom jazzu przybliża natomiast zupełnie nieznane muzyczne
smaki.
Przygodę z „eksperymentem”
rozpoczyna „Lift off”, w którym słyszymy, że do odbioru albumu potrzebne są
dwie rzeczy: uszy i dusza. Uszy przydadzą się wyrafinowanym audiofilom. Na
uwagę zasługuje przede wszystkim warstwa muzyczna - rozbudowane interpretacje
fortepianowe Glaspera oraz fantastyczna praca sekcji rytmicznej - basisty
Derricka Hodge’a i perkusisty Chisa Dave’a (w Kaliszu na tym instrumencie
zagrał fenomenalny Mark Colenburg, którego podpatrywał zza kotary wyśmienity
polski perkusista Cezary Konrad). Jest też warstwa wokalna, którą swoim głosem
doskonale firmują takie postaci jak Erykah Badu, Meshell Ndgeocello, Ledisi czy
Lalah Hathaway. Przyprawia to wszystko Casey Benjamin, który od czasu do czasu (bez
wielkiej przesady) doda swój głos przefiltrowany przez wokoder.
Komu zatem przyda
się dusza? Każdemu, kto z całej masy kontekstów muzycznych wyłowi „smaczki”
serwowane przez Glaspera garściami. Na tym krążku jest przecież interpretacja
afro-kubańskiego standardu „Afro-Blue”. Miłośnikom Sade przypomni się „Cherish
the day”, Davida Bowie „Letter to Hermione”. Na koniec wisienka na torcie - „Smells
Like Teen Spirit” Nirvany. Ale wytrawny słuchacz rapu (a dokładnie czegoś, co klasyfikuje
się jako „conscoius rap”) dostrzeże coś więcej – muzyczną schedę po wybitnym i nieżyjącym
już (jak wspomniany Guru) producencie J Dilla (J.D. Yancey). „B.R.” to nie tylko w/w
persony. To także cała plejada „hip-hopowych” przyjaciół Glaspera – Bilal, Lupe
Fiasco oraz chyba najważniejszy - Yasiin Bey (pod tą przykrywką jedna z ikon
tej kultury - Mos Def).
Kończąc myśl: to zdecydowanie
najmniej jazzowa płyta w dotychczasowej dyskografii Glaspera. Po dopracowanych
i kompletnych „In My Element” (2007) oraz „Double Booked” (2009) najnowszy
krążek tego utalentowanego pianisty stanowi coś w rodzaju hybrydy, coś czego
nie da się otagować po prostu „rap” bądź „jazz”. To, że Robert jest doskonałym pianistą,
swoim stylem nawiązującym do Hancocka potwierdził już na swoich wcześniejszych albumach.
To, że jest wizjonerem, artystą łączącym całą gamę rozmaitych wpływów, eksperymentatorem,
na udanym eksperymencie, jakim bez wątpienia jest „Black Radio’.
Tomasz Wojciechowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz