wtorek, 25 sierpnia 2009

Krwawy "Protektor", czyli o pewnym incydencie w klubie

Opowiem Wam o pewnym incydencie, który spotkał mnie ostatnio, kiedy odwiedziłem lokalny klub. Co prawda bywam tam bardzo rzadko, ale już zdołałem zrazić się okrutnie do tego miejsca. Zawsze spotykają mnie tam jakieś dziwne historie. Takiego incydentu nie spodziewałem się nigdy. Męski wieczór skończył się fatalnie. Co prawda nic mi się nie stało, ale widoki, jakich się naoglądałem były co najmniej niesmaczne.

To wszystko trwało nie więcej niż dwie minuty. Było ok. godziny 4:00 nad ranem. Właściwie koniec imprezy. Byłem wtedy na parkiecie. Już wcześniej kontem oka zauważyłem jakieś przepychanki. Niesnaski między klubowiczami ucichły na moment. Po chwili zauważyłem jak mężczyzna biegnie w stronę innego mężczyzny z kuflem lub szklanką od napoju - tego nie jestem w stanie stwierdzić (stroboskopy, inne światła, oraz upojenie dało się we znaki :)

Szklane naczynie trafiło prosto w twarz jednego z klubowiczów. Odłamki rozprysnęły się na kilka metrów od miejsca zdarzenia. Widziałem jak płyn z naczynia i resztki szkła powędrowały na stojącą obok dziewczynę. Atakujący mężczyzna doskoczył do tego drugiego i zaczęli się przepychać. Po chwili widać było już tylko kółko na parkiecie - co oznacza jedno. Dość szybko zjawiła się ochrona. Rozdzielanie dwóch mężczyzn chwilkę im zajęło. Potem widziałem jak wyprowadzali tych dwóch. Poszkodowany miał całą pociętą twarz, w niektórych miejscach było widać nawet mięso. Po całym zajściu na parkiecie została tylko plama krwi. W kilka minut potem na balkonie widać było kolejne bijatyki naćpanych koksów. Jednym słowem żenada. Po co ludzie jeżdżą na takie imprezy? Żeby poszpanować przed lachonami swoimi mięśniami? Tego do dziś nie rozgryzłem.

Po jakimś czasie wyszedłem na zewnątrz. Stała tam już karetka a obok kręciło się dwóch policjantów. Szybko wsiadłem w taksówkę i pojechałem do domu. Zażenowała mnie ta cała sytuacja. I kto mi powie, że to jest porządna polska impreza - dostanie kopa w dupę.



Brak komentarzy: